To wszystko działo się tak szybko. Wariowałem coraz bardziej – nie wspominając o spazmach rozkoszy. Uczucie to dało się odczuć, kiedy delikatnie wszedłem w ukochaną, poruszając niemniej wolno biodrami, na dobry początek. Marika przeciągle zajęczała, zaciskając palce u stóp na pościeli. Przyspieszyłem swoją pracę, wchodząc w nią coraz głębiej, aż w końcu byłem w niej całym sobą. Wpiłem się namiętnie w jej usta, uciszając jej tym samym głośne sapania.
Doszliśmy oboje. Wszystko poszło doskonale, a uczennica nawet nie odczuwała żadnego bólu, widocznie była zbyt upita, ażeby cokolwiek poczuć. Siedemnastolatka już spała, wtulona w mój urzeźbiony tors, nagi. Ja zaś wpatrywałem się beznamiętnie w śnieżnobiały sufit, głaszcząc ją po ciemnych włosach. Od czasu, do czasu, składałem na jej gorącym czole czułe pocałunki, które nie trwały zbyt długo, gdyż o obudzeniu jej nawet nie myślałem.
W tym samym czasie.
Zdenerwowani, zmęczeni i widocznie nie w sosie, wracali nauczyciele do swoich pokoi, gdzie pełno sprawdzianów i kartkówek. Ich pokoje są całkowicie zakopane książkami, które w każdym razie jeszcze nie dostały się na wybrane przez właściciela miejsce. Dorośli, magicy i stworzenia, przechodziły tuż obok drzwi nauczyciela od Chemii, czytając ukradkiem wywieszoną tabliczkę z zakazem wchodzenia. Niczym posłuszni odchodzili, chowając się do swoich kryjówek, w której obmyślali, jak to ukarać jedynkowych uczniów. Zdecydowanie było ich pełno i nie mogli sobie pozwolić na chwilę odpoczynku – nie to co Skye, który w każdej wolnej chwili chce zrobić im nazłość. Demon nigdy zbytnio nie przykładał się do poprawiania wypracowań, czy też zadań domowych. Nie musiał nawet na nie patrzeć, bo wiedział, iż bowiem nic nie zrobi, a co najwyżej, to będzie siedział do północy.
Ptaki niczym nocne anioły śmierci wykonywały swoje loty, patrząc na ziemskie życie, gdzie pełno było zła. Nocne niebo było wyjątkowo piękne. Dostrzec można było najmniejszą, niegdyś niewidoczną gwiazdę, ukrytą gdzieś w chmurach. Drzewa falowały pod wpływem subtelnego wiatru, a ich liście odrywały się, lecąc wraz z tymi samymi skrzydłowcami, zmieniające co chwilę kurs. W akademii prawie wszyscy spali. Większość istot zakuwała jeszcze do egzaminów, siedząc jedynie przed zapaloną, nocną lampką, która dawała jedynie źródło jasności.
Skye oczami obserwował, co się dzieje, chociaż nawet nie ruszał się z pokoju. Posiadał wszystko, co uczniowie akademii nie posiadali. Talent do posiadania wszystkiego, co tylko zapragnie. Jego moce były nieograniczone, ale jak każda istota na tym świecie – miał również swoje ograniczenia, bez których nie dało się obejść. Wykorzystując swój limit, wszystko się niszczy. Skye wnet wyładował swoją energię, zapadając w głęboki, aczkolwiek spokojny sen, z którego nawet nie może go obudzić wybuchnięcie bomby atomowej.
<Marika?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz