poniedziałek, 16 czerwca 2014

Od Mariki-kłopoty z Chemią

Noc była dosyć ciepła. Nie ciepła, źle się wyraziłam. Może nie była super chłodna, więc należała do tych letnich. Niebo było bezchmurne, więc gołym okiem można było dostrzec gwiazdy. Czekając na transport, który miał mnie zawieźć do nowej szkoły, usiadłam na chodniku i wtuliłam się w swoją kocią bluzę. Torba była dość duża, więc po prostu dźwigałam ją za pomocą mojej telekinezy, bo po co było się męczyć?
Po jakiś piętnastu minutach czekania pojawiła się jakaś nauczycielka i ciepło mnie przywitała. Wytłumaczyła mi, że niektórzy uczniowie już przybyli i lekcje odbywają się już całkiem normalnie.
W drodze opowiedziałam nauczycielce o moich mocach i w czym się specjalizuję. Trzeba było odpowiedzieć na pytania. Niedługo potem pojawiliśmy się w szkole, a tam zajęłam pokój i rozpakowałam swoje rzeczy. Życie musiało mi jakoś przelecieć.
***
Od Rozpoczęcia roku nie minął nawet tydzień, a już mam jedynkę z chemii – jedynego przedmiotu, który działa dla mnie jak czarna magia. Po prostu nie umiałam robić czegoś tam z pierwiastkami i tak dostałam gola, który całkowicie zepsuł moje chęci.
Na lekcji pana Skye’a nie było źle. Nie miałam nic do niego – to moja wina, że nie umiałam jego przedmiotu. Biedak, że akurat musiał trafić na mnie.
Kolejna chemia się rozpoczęła, a ja z niechęcią weszłam spóźniona na lekcję. Pan spojrzał na mnie z ukosa, a później kazał usiąść do ławki. Tak więc postąpiłam. Odpisałam od znajomego temat i usiadłam cicho. Pan Skye po chwili zapytał czemu się spóźniłam, a ja wyburczałam, że jakiś nauczyciel mnie zatrzymał. Oczywiście kłamałam. Po prostu nie chciałam iść na lekcję, ale woźny pogonił mnie i w końcu wylądowałam na lekcji.
Omawialiśmy znów coś o pierwiastkach. W środku lekcji podpadłam nauczycielowi jeszcze bardziej, ponieważ nie wykonałam jego polecenia. Niechętna do niczego zostałam uratowana przez dzwonek na przerwę, ale tylko do momentu, w którym nauczyciel poprosił mnie bym została na chwilę.
- Taaaak? – Przeciągnęłam.
- Marika, dopiero rok się zaczął, a ty już masz złe oceny. Powinnaś je poprawić.
- Ale ja… Nie umiem?
- Więc może przychodź na zajęcia na godzinie zerowej? – Mężczyzna spojrzał się na mnie poczym usiadł na swoim krześle. Wszyscy uczniowie wyszli, a ja pogrążyłam się w myślach na chwilę. Po kilku sekundach podbiegłam do nauczyciela i złapałam go za dłoń, którą przyłożyłam sobie do serca.
- Sensei! Może byś tak dawał mi osobne korepetycje?! Tak będzie lepiej.. – Nauczyciel dziwnie się na mnie spojrzał. – Błagam, nie chcę by pan miał ze mną kłopoty. – Nieświadomie dodałam słodyczy do mojego głosu.
<Sensei Skye?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz