poniedziałek, 16 czerwca 2014

Od Skye CD Mariki


Patrzyłem na nią, jak na jakąś idiotkę. Niemożliwe, żeby jedna kobieta zmieniła zdanie w ciągu jednej sekundy. Najpierw obija się, widocznie olewając całą lekcję chemii, a teraz z teatralną słodkością będzie pozbawiała mnie dumy, bo mam udzielić jej korepetycji...? Przykro mi, ale nie jestem demonem, który zgadza się za nic, tak po prostu bez ceny. Z krzywym uśmiechem odpowiedziałem:
- Zrobię to pod jednym warunkiem. - ułożyłem palec na jej rozchylonych wargach. - w zamian za to, zrobisz mi ciasto domowej roboty bez pomocy magii, dobrze? - Ostanie pytanie dodałem z eleganckim puszczeniem oka. Uczennica od razu się zarumieniła, kiedy zobaczyła w tym coś... wartego uwagi?
- Jeszcze czego! - Warknęła niezadowolona, krzyżując ramiona na klatce piersiowej. - N-No, ale dobrze. - zgodziła się niechętnie, ale jednak~!
Zaprowadziłem ją do ciemnego kantorku, w którym bez światła się nie obeszło. Oczywiste, że musiałem je zapalić, toteż tak zrobiłem. Pokazałem jej stolik, przy którym możemy spokojnie pracować. Lepsze to, niż siedzenie w klasie, po której tarzało się miliony papierków. Usiedliśmy już przy biurku. Siedemnastolatka ponownie traktowała wszystko ulgowo, a ja jedynie zaczynałem swój długi, chemiczny wykładzik.
Co ja miałem w tej chwili poradzić? Opierniczać się jak ona? Nie mogłem, niestety. Byłem sensei. Moim zadaniem jest wychowanie tych niewdzięcznych ludzi, posiadający coś takiego jak mózg i umiejętności – zastanawiałem się, dlaczego ów ta rasa tak się panoszy? Od zawsze wiedzieli przecież. Diabły są potężniejsze.
Tak mijały minuty. Dłużyły się i wydawało się, jakby czas się zatrzymywał. To moje wykłady sprawiły, że tak się stawało.
Po godzinnych korepetycjach, dziewczyna chciała coś mi pokazać. Czego ona znowu chce..? No dobra, znowu mam coś jej wytłumaczyć... - pomyślałem, ale zaraz po tym otworzyłem szeroko oczy, rumieniąc się ogromnie. Uczennica tak się nachyliła, iż jej mundurek po prostu pękł. Dziewczyna na szczęście mała na sobie biustonosz. W innym przypadku byłoby naprawdę źle. Jak oparzony wstałem z krzesła, odwracając się do niej plecami, z niewidomego podając jej jakiekolwiek okrycie.
- Ubierz się... - dodałem skrępowany.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz